Mamo, ten przedmiot jest głupi… czyli dziecko nie chce się uczyć
Do tej pory uczyło nam się lekko. Nie oznacza to, że nie mieliśmy problemów, ale najczęściej pomysł na ich rozwiązanie pojawiał się szybko i zwykle był skuteczny. W tym roku mój 7-klasista pokazał mi, że nie zawsze będzie tak lekko. A poszło o chemię… Dla mnie to był szok, bo zajęcia czy warsztaty chemiczne do tej pory zawsze mu się podobały. Byłam więc przekonana, że chemia, jako przedmiot szkolny, nie będzie jakimś dużym wyzwaniem. A tymczasem okazało się całkiem inaczej. Nasłuchałam się, że on się tego nie będzie uczył, że to bez sensu, że mu się do niczego w życiu nie przyda, że on nic nie rozumie itd.
Najpierw musiałam ochłonąć
Dłuższą chwilę zajęło mi oswojenie się z nową sytuacją. Tym bardziej, że w głowie zrobiłam założenie, że jak dobrze mu idzie z przedmiotami ścisłymi, to będzie to miało przełożenie na chemię. Nauczka dla mnie na przyszłość. Teraz jestem w takim punkcie, w jakim jestem, i trzeba działać na aktualnych uwarunkowaniach: dziecko nie chce się uczyć, a egzamin zdać trzeba. Najpierw na tydzień czy dwa całkowicie odpuściłam temat chemii. To było potrzebne i mi, i synowi. Obydwoje łapaliśmy dystans do problemu. On odpoczywał od przedmiotu, żebyśmy mogli o nim rozmawiać bez silnych emocji. Ja oswajałam się z problemem i usuwałam z głowy stare przekonania. Dopiero po tym czasie byliśmy gotowi, by podejść do tematu konstruktywnie.
Poszukiwanie rozwiązań i odczarowywanie nielubianego przedmiotu, gdy dziecko nie chce się uczyć
Rozmowa o konieczności zdania egzaminu już nie była taka burzliwa, jak pierwsze reakcje na naukę chemii. Syn doszedł do wniosku, że najlepiej dla niego będzie, jeżeli jak najszybciej zaliczy ten przedmiot i nie będzie musiał się nim do ósmej klasy zajmować. Przyznałam mu rację, wybraliśmy termin egzaminu i przystąpiliśmy do działania
Wyznaczyliśmy cel, który chcielibyśmy osiągnąć.
Cel tym razem był łatwy do określenia – zdanie egzaminu. Skoro chemia jest takim problemem, to wystarczy zrobić minimum. Syn jest ambitny i odniosłam wrażenie, że już samo zapewnienie go, że może „pójść po najmniejszej linii oporu”, złamało pierwszy opór.
Sięgnęliśmy do tych elementów obecnych w chemii, które łączą się z przedmiotami, które syn lubi.
Ponieważ syn jest dobry z matmy, to położyliśmy nacisk na te rozdziały, gdzie trzeba było coś obliczać. Poprzestawialiśmy sobie tematy do nauki na ile się tylko dało. Dzięki temu zobaczył, że może wykorzystać to, co już wie i przy niewielkim wysiłku odhaczyć naukę kilku zagadnień. Niestety nie wszystko można zamienić na matematykę. Potrzebne były też całkiem nowe działania
Wspieraliśmy się ciekawymi materiałami dostępnymi w internecie
Jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji trafić na Pana Belfra, to gorąco polecamy. Na youtube można znaleźć jego filmy, na których opowiada w ciekawy sposób o chemii. Nawet mój czwartoklasista oglądał go z zafascynowaniem. Pan Belfer ma dar tłumaczenia, pokazuje różne doświadczenia, a przyswojenie niektóry wiadomości można też sprawdzić w quizach dostępnych online. Synowi ten sposób prezentowania wiedzy bardzo przypadł do gustu. Zaczęło się okazywać, że problem z nauką był bardziej związany ze sposobem prezentowania materiału w podręczniku, niż z samym przedmiotem.
Uczyliśmy się wykorzystywać wiedzę zdobytą w innych okolicznościach
Od naszej nauczycielki dostaliśmy w ramach przygotowania do egzaminu zadania z poszczególnych rozdziałów podręcznika. I znowu pojawił się opór. Widziałam czarno na białym, jak emocje go ponownie zablokowały. Przeglądając otrzymane materiały przypominały mi się różne zajęcia chemiczne, w których wspólnie braliśmy udział w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Nauki (o tym, gdzie i jak zdobywamy wiedzę pisałam we wpisie Koszty edukacji domowej, zachęcam do przeczytania). Syn o dziwo też je pamiętał, więc kiedy zaczęliśmy w ten sposób wyszukiwać w pamięci wiadomości, to zobaczył, że sporo wiedzy ma w swojej głowie.
Zaangażowaliśmy dziadka
Dziadek z wykształcenia jest chemikiem. Wymyśliliśmy więc wspólnie z Mężem, że takie luźne spotkania o chemii też będą dobrym krokiem do oswojenia z przedmiotem. Dziadek podręcznik dostał, ale za tematy swoich opowieść chemicznych wybierał różne ciekawostki. Dzięki temu pokazywał wnukom uroki przedmiotu, a treści z podstawy jakoś tak tylko przy okazji, Piszę „wnukom”, bo oczywiście czwartoklasista też musiał w tym brać udział. On za to przez cały czas narzekał, że chemia jest dopiero w siódmej klasie, bo chciałby móc zdawać egzamin z tego przedmiotu już teraz.
Chemia, chemia i po chemii
Egzaminy w edukacji domowej to nie tylko sprawdzian wiedzy, jaką dziecko opanowało. To przede wszystkim nauka panowania nad emocjami, wykorzystywanie swoich mocnych stron, łączenie faktów i logiczne myślenie. Nie znasz odpowiedzi na pytanie? Wykluczaj odpowiedzi. Jakiś temat jest Twoim konikiem? Może uda się do niego nawiązać. Przed egzaminami przypominamy sobie dowcip o studencie, który na egzamin nauczył się tylko o dżdżownicy, a dostał do omówienia słonia. „No więc słoń składa się z tułowia, czterech nóg, ogona, dużych uszu i trąby. Trąba podobna jest do dżdżownicy, a dżdżownica zbudowana jest…” To jest takie nasze hasło przypominające dzieciom, że mają szeroką wiedzę na różne tematy. Szukając odpowiedzi na pytania mają nie ograniczać się tylko do tego, co przeczytały w podręczniku do danego przedmiotu. I mam wrażenie, że nabierają w tym doświadczenia. Na części ustnej syn poradził sobie bardzo dobrze, wykorzystując wiedzę z warsztatów chemicznych i opowiadając o doświadczeniach, które miał okazję przeprowadzić.
Z pewnością każda sytuacja, gdy dziecko nie chce się uczyć, jest inna. Od tego egzaminu minęły już dwa miesiące. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że być może to nie przedmiot był powodem trudności. Widzę, jak moim trzynastolatkiem w ostatnim czasie targają emocje. „Niechcenie” przenosi się na inne obszary, które do tej pory całkiem dobrze funkcjonowały. Wkraczam chyba w świat problemów dorastania. Nie wiem tylko, czy jestem na to gotowa 😉
My jeszcze przed ed , ale w szkole było to samo. Mimo,że w domu lub na zajęciach dodatkowych świetnie sobie radził ,miał chęć poszerzania tematu/przedmiotu to w szkole „mur/sciana”. Najczęściej chodzi o sposób przedstawiania przedmiotu. Trzymam kciuki za dalsze boje w nauce 😉
Jak się okazało sposób przedstawiania przedmiotu ma ogromne znaczenie 🙂 Dlatego furorę zrobił u nas Pan Belfer ze swoim chemicznym kanałem. A już wiem, że na nowy rok szkolny szykuje coś specjalnego, więc warto go obserwować.