egzamin

Jak przeżyć egzamin dziecka w edukacji domowej i nie zwariować?

Edukacja domowa – egzamin klasyfikacyjny na koniec roku

Decydując się na edukację domową podpisuje się w szkole oświadczenie o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej oraz zobowiązanie do przystępowania przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Dla mnie brzmiało to strasznie. Pewnie dlatego, że przystępowaliśmy do ED, gdy egzaminami była objęta już dwójka dzieci. Najstarszy syn był wtedy w klasie 5, co oznaczało sześć egzaminów, młodszy w klasie 2 miał ich dwa. Nie mieliśmy znajomych, którzy mogliby nas jakoś w tym wesprzeć i wszystko było dla nas nowe. Dla mnie to był skok na głęboką wodę. Perspektywa, że dziecko musi zdać na egzaminie materiał z całego roku dodatkowo pogłębiała lekkie przerażenie, które mi towarzyszyło. Pisałam o naszych doświadczeniach z tamtego czasu we wpisie Pierwszy rok edukacji domowej – Plan i Pierwszy rok edukacji domowej – Układ zajęć. Tam o egzaminie tylko wspomniałam. Teraz chciałabym wrócić do tego tematu.

A jeżeli chcesz pomóc sobie i dziecku w dobrym przeżyciu egzaminów, to zapisz się na darmowy kurs „Co musisz wiedzieć o egzaminach w edukacji domowej, żeby przestać się nimi stresować i wesprzeć swoje dziecko”.

Zakres egzaminu w edukacji domowej

Pierwsze moje myśli związane z egzaminami były przepełnione lękiem. Do tej pory przecież uczyli się w szkole „po kawałku”, sprawdzian był z jednego działu, kartkówka z trzech ostatnich lekcji. A tu teraz trzeba się zmierzyć z materiałem z całego roku. Czy to jest możliwe? Czy da radę? Jak mogę mu pomóc? Mimo że przecież nie byliśmy pierwsi w tej edukacji domowej i odbyły się już tysiące takich egzaminów, to nie dawało mi to pewności. Na pierwszy ogień poszła przyroda. Były to nasze pierwsze doświadczenia nauki, właściwie cały materiał przerobiliśmy razem. Kosztowało mnie to dużo czasu, ale też było źródłem spokoju, bo wiedziałam, co mój syn już umie. Widziałam też, co przychodziło mu łatwiej, a co trudniej, i gdzie trzeba było zrobić coś dodatkowego, żeby jeszcze materiał poćwiczyć. Zmniejszało to mój strach. Okazywało się bowiem, że jeżeli poznaje coś w łagodnej atmosferze i w ciekawej formie, to zapamiętuje to naturalnie. Nie musi tego wkuwać na pamięć. To doświadczenie było dla mnie ważne. Powoli docierało do mnie, że opanowanie materiału z całego roku jest realne.

Gdy już zbliżał się termin egzaminu, zaczęłam gorączkowo poszukiwać testów. Uświadomiłam sobie, że przecież na egzaminie nie będzie tylko mówił. Musi przejść część pisemną i z pewnością w większości będą to pytania zamknięte. Taki sposób sprawdzania wiedzy wymaga też pewnego przygotowania. Zaczął się więc okres robienia testów i nauki radzenia sobie z pytaniami, gdzie do końca nie był pewny odpowiedzi. Pokazywałam więc, jak wykorzystać wiadomości, które ma, jak odrzucać zdania, które są na pewno fałszywe i zawężać sobie zestaw prawdopodobnych odpowiedzi. Syn w tym wszystkim się bardzo dobrze odnajdywał i wykazywał olbrzymim spokojem. To ja panikowałam i przeżywałam to „bardziej”.

To ja zdawałam egzamin

Na pierwszy egzamin pojechała cała rodzina. Gdy syn spokojnie udał się na część pisemną, to my w tym samym czasie pod drzwiami przeżywaliśmy katusze. Po czasie odkryłam, o co wtedy chodziło. To nie mój syn zdawał egzamin z przyrody. To ja byłam egzaminowana przez system, czy nadaję się do uczenia własnych dzieci. W mojej głowie krążyły nieuświadomione myśli, że zaraz ktoś mi powie, że nie zdałam tego testu, że się nie nadaję, że źle uczę, że dziecko ma wrócić do szkoły itd. Nawet wtedy, gdy syn wyszedł już zadowolony z części pisemnej, nie minął mi stres. Bo przecież jeszcze trzeba zdać część ustną, a kto wie, co tam jest. Spędził na odpowiedzi pół godziny, przez które ja zadawałam sobie kolejne, pytania i udzielałam sama sobie niewspierających odpowiedzi. Wiedziałam, że jest dobrze przygotowany. Mimo to z każdą kolejną minutą wzrastało we mnie przekonanie, że trafił na jakieś pytanie, o którym nic nie wie. Pani próbuje wyciągnąć z niego jakieś wiadomości i dlatego to tyle trwa.

Stres minął dopiero wtedy, gdy otworzyły się drzwi i zobaczyłam zadowoloną twarz syna. A gdy pani Jola rozpływała się w zachwytach nad tym, ile wiedział, w głowie miałam tylko jedno: ZDAŁAM SWÓJ EGZAMIN! Bo to, że syn zdał i dostał szóstkę nie miało wtedy znaczenia. Ważne, że JA zdałam. Edukacja domowa to egzaminy nie tylko dla dziecka. Rodzic też musi wielu rzeczy się nauczyć.

Wnioski po pierwszym egzaminie w edukacji domowej

Emocje po egzaminie z przyrody opadły. Oczywiście było wielkie rodzinne świętowanie, a zaraz potem rozpoczęły się przygotowania do historii. Dotarło do mnie, że edukacja domowa i egzamin to będą dwa bardzo mocno połączone ze sobą pojęcia. Już po tym pierwszym miałam wiele wniosków, ale przede wszystkim miałam w sobie więcej spokoju, zwłaszcza gdy uświadomiłam sobie to, co wyżej napisałam. Oczywiście to nie zadziałało tak, że już przy następnym byłam oazą spokoju. Zapoczątkowało to jednak we mnie i w moim myśleniu zmiany. Przy następnych egzaminach wyłapywałam i powtarzałam sobie te zdania, które mnie wspierały.

  • To, jak moje dziecko zda egzamin, nie świadczy o mnie. To świadczy tylko o tym, jak opanował wiedzę z danego przedmiotu i jak potrafi ją zaprezentować. Jego ocena nie ma ze mną nic wspólnego.
  • Nie pojechał na egzamin zielony. Uczył się, ćwiczył, poznawał. Na pewno wiele zostało mu w głowie. Z pewnością zda.
  • Nie jesteśmy w edukacji domowej dla ocen. Oceny nie mają znaczenia.
  • Nauczyciele są życzliwi. Na pewno będą starali się dziecko wesprzeć zadając pytania pomocnicze.
  • To jest bardzo dobre doświadczenie na przyszłość. Uczy się wykorzystywać wiedzę, a nie wkuwać na pamięć. Uczy się opanowywać stres. A przede wszystkim ma okazję zobaczyć zależność miedzy tym, jak się przygotowywał, a tym jak się teraz czuje.
  • Moje dziecko staje się dojrzalsze, nabiera wiary we własne siły.

Kolejne egzaminy w naszej edukacji domowej

Uświadomiłam sobie, przez ile egzaminów przyjdzie mi przejść z moimi synami. Przecież jest ich aż czworo. Nie będę w stanie z każdym się tak uczyć, nie mogę się tak przy tych egzaminach spalać. Przy przygotowaniu do kolejnych egzaminów skupiłam się nie tyle na treściach przedmiotowych, co na nauce uczenia się i robienia notatek. Potrzebuję, żeby to oni sami przejmowali inicjatywę i byli odpowiedzialni za swoją naukę. W planach było więc ćwiczenie takich umiejętności, by dawali sobie radę z nauką samodzielnie. W tym pierwszym roku całkowicie przekazałam naukę matematyki synowi. Miał przychodzić tylko jak będzie potrzebował pomocy. W kolejnym uczył się całkowicie samodzielnie matematyki, informatyki i przyrody. W tym w ten sam sposób opanował geografię, a młodszy, który poszedł do czwartej klasy – sam się przygotował do przyrody. Do jego egzaminu podeszłam już na luzie. Podobnie z resztą jak i on. Nie ze wszystkimi przedmiotami tak się da. Ale do nauki tych, które są dla nich przyjemne i nie sprawiają większych kłopotów, staram się nie wtrącać.

Dobrze, że w naszej szkole wybór terminów jest bardzo szeroki. To pozwala skupić się na wybranym przedmiocie. Jak przekonałam się w tym roku, edukacja domowa dała nam możliwość, by egzamin z nielubianego przedmiotu zaliczyć szybko i długo się tymi zagadnieniami nie zajmować. Ale o tym już niedługo.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments