Pierwszy rok w edukacji domowej – Plan

początek edukacji domowej - kalendarz

1 września 2017 czyli początek edukacji domowej

Ten dzień zapisał się w historii naszej rodziny jako początek edukacji domowej i całkowicie mnie zaskoczył. Nie wiedziałam co mamy robić i jak wszystko zorganizować. Klasa 1 i 3 to zdobywanie ogólnej wiedzy o świecie, więc tu nie miałam jakiś większych obaw (poza nauką pisania, ale o tym innym razem). Ale klasa 5… Na dodatek jeszcze nie mieliśmy podręczników. Do szkoły zgłosiliśmy się na wakacjach i dlatego mieliśmy dostać książki dopiero w drugiej połowie września. Nie było więc nawet czym się zainspirować. Całkowita wolność. To mnie z jednej strony zafascynowało, a z drugiej przeraziło. Wypadliśmy z systemu, do którego dostosowany był nasz rytm życia. Wstawaliśmy o 6.00, bo trzeba było zjeść śniadanie i dojechać do szkoły na czas uwzględniając poranne korki, potem wrócić, pójść do pracy, ponownie pojechać do miasta po dzieci, znów odstać swoje w korku, zjeść coś, pojechać w pośpiechu na zajęcia, wrócić, by zrobić lekcje i złapać trochę snu, by rano powtórzyć cykl. A teraz znaleźliśmy się poza tym wszystkim. No może niezupełnie poza wszystkim. Do pracy nadal trzeba chodzić i zajęcia dodatkowe też się odbywają, ale brak szkoły zwolnił nam sporo zasobów czasowych.

Wolność od systemu

To chyba najważniejsza zmiana – teraz o wszystkim trzeba decydować samodzielnie, bo nikt już nie narzuca, że w październiku trzeba zrobić ułamki, a w listopadzie przeczytać Pana Tadeusza. Można zdać egzamin w styczniu, a można czekać do końca sesji i zdawać go dopiero w maju. W mojej głowie kołatało się pytanie – Jak to wszystko zorganizować? Należę do osób, które działają z planem i cenią sobie organizację. Wiedziałam, że muszę ten wolnościowy żywioł jakoś okiełznać. W rodzinie, gdzie uczy się jedno lub dwoje dzieci, można pozwolić sobie na więcej luzu. Przy mojej czwórce potrzebowałam schematów i planów, by się w tym nie pogubić. W przeciwieństwie do mnie, mój Mąż i dzieci czuły się świetnie, a rodzinę obiegały zdjęcia naszej gromadki siedzącej przy stole w salonie i dającej wyraz swoim upodobaniom artystycznym. Potem przyszła kolej na powtórkę ortografii i tabliczki mnożenia i znowu stanęliśmy w martwym punkcie. I wtedy pojawiła się w naszym życiu Podstawa Programowa, taka przez duże P.

Podstawa programowa

Jak szybko się wtedy pojawiła, tak szybko też zniknęła. Nie umiałam sobie z tym dokumentem poradzić. Potrzebowałam dokładnych wytycznych, a tymczasem podstawa podawała mi zakres wiedzy dla klas 1-3 lub 4-6 (zaczynaliśmy naukę jeszcze ze starą podstawą programową). Co z tego powinno być w klasie piątej? A może cały materiał ma być w każdym roku a tylko należy pogłębiać jego rozumienie? A jeżeli tak, to jak głęboko? Zamiast rozwiać moje wątpliwości, to podstawa programowa spowodowała, że było ich jeszcze więcej. Na szczęście czas upływał i doczekaliśmy się podręczników, a także wytycznych od nauczycieli co do zakresu materiału na egzaminie.

Praca z książkami

Gdybym nie pracowała zawodowo, to z pewnością pochłonęłoby mnie przygotowywanie zajęć dla chłopców. Rozplanowywanie materiału, przygotowywanie zadań i pomocy, wyszukiwanie pomysłów w internecie. Jak zaczynałam, to zapominałam, że trzeba odpoczywać. Na szczęście pracowałam i zdrowy rozsądek podpowiadał, że trzeba pójść spać, bo następnego dnia czeka na mnie praca. To równocześnie był duży minus naszego domowego układu (bo za większą część edukacji miałam odpowiadać ja). Mój czas na pomoc w nauce był ograniczony, dlatego podstawą miała być praca własna. Plan na pierwszy rok (oprócz tego, żeby to wszystko przeżyć 🙂 ) był taki:

  1. Pracujemy z podręcznikami – dzięki temu nie muszę martwić się podstawą programową, bo zakres zagadnień egzaminacyjnych pokrywa się z materiałem zawartym w książce.
  2. Każde dziecko realizuje samodzielnie materiał w największym możliwym dla siebie zakresie, a ja włączam się do pomocy dopiero wtedy, gdy czegoś nie rozumie lub potrzebuje sprawdzenia.
  3. Moim głównym zadaniem jest nauczenie ich jak robić notatki i jak wyszukiwać potrzebne informacje.

Największym wyzwaniem było oczywiście ogarnięcie edukacji piątoklasisty. Plus był taki, że do tej pory nie angażowaliśmy się w jego naukę i dobrze sobie dawał radę. Minus był taki, że początek edukacji domowej przypadł na dość wysoką już klasę. Trzeba było realizować materiał szkolny i zdobywać umiejętności potrzebne do samodzielnej nauki. Równocześnie zaś należało poszukać złotego środka między dyscypliną a wolnością i przejść proces odszkalniania (o tym będzie niedługo).

Organizacja

Trzeba było jeszcze przemyśleć plan dnia. Popołudnia zarezerwowane zostały na zajęcia dodatkowe, poranki na wspólne rodzinne śniadanie. Pozostawał środek dnia na zdobywanie wiedzy. W czasie mojej pracy miała przypadać część pracy własnej z książkami oraz zabawa. Na wspólną naukę ze mną pozostawał ranek i niektóre popołudnia. Plan wydawał się całkiem dobry, a początek naszej edukacji domowej zapowiadał nową jakość w naszym życiu. Dzięki temu trochę mniej już się stresowałam, czy podołamy temu wyzwaniu. Jak wyglądała realizacja tych założeń i jakie wnioski wyciągnęliśmy? O tym możesz przeczytać we wpisie Pierwszy rok w edukacji domowej – układ zajęć oraz Pierwszy rok w edukacji domowej – wnioski..

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments