karty potrzeb Oli Mroczko

Co z moimi potrzebami? Czyli o tym, jak poznałam Karty potrzeb

Potrzeby odłożone na półkę

Gdy zaczynałam przygodę z edukacją domową, całkowicie się temu poświęciłam. Zapomniałam, że moje potrzeby nie zniknęły tylko dlatego, że jesteśmy w edukacji domowej. Najstarszy syn był wtedy w klasie 5, kolejny w klasie 2, potem zerówka i przedszkolak. Egzaminy przedmiotowe były dla mnie strachem, który próbowałam oswoić. I w to oswajanie zaangażowałam się na maksa. Zresztą możesz o tym przeczytać we wpisie Czas dla siebie w edukacji domowej. Zatraciłam się w przygotowywaniu pomocy do nauki na maksa. Powstała w mojej głowie pętla: Robię pomoce – Dzieci dzięki nauce na tych pomocach zdają egzaminy – Wszyscy jesteśmy zadowoleni. Realizowałam w ten sposób moją potrzebę poczucia bezpieczeństwa – to ja panowałam nad sytuacją i ja rozdawałam karty. Miałam wszystko pod kontrolą. Tylko że w ten sposób zaniedbałam inne ważne rzeczy, które zaczęły o sobie dawać znać. Kiedy więc Ola Mroczko, u której byłam na kilku warsztatach, ogłosiła, że szuka kogoś, kto będzie testował jej nowy produkt – Karty potrzeb, nawet się nie zastanawiałam. Miałam nadzieję, że powiedzą mi, jak dbać o swoje potrzeby.

Moje Karty potrzeb – pierwsze wrażenie

W końcu nadszedł oczekiwany dzień i dotarła do mnie paczka z Kartami potrzeb. Otworzyłam przesyłkę, potem pudełko z kartami, potem woreczek, w którym były i … I się rozczarowałam. Dostałam piękne karty z obrazkami i podpisami, które skojarzyły mi się z kartami trójdzielnymi z metody Montessori, ale nic więcej nie było. A ja przecież oczekiwałam przepisów 🙂 Więcej za to zaczęło pojawiać się w mailach od Oli. Przede wszystkim informacja, że zaczynamy wspólnie tworzyć instrukcje obsługi, którą będą już otrzymywać docelowi odbiorcy. Plan był prosty – najpierw działamy z kartami sami, według naszych (czyli testerów) pomysłów. Potem testujemy pomysły Oli. Początkowo wymyślanie, jak pracować z kartami, sprawiało mi sporo problemów, ale z czasem zaczęło przychodzić bardziej naturalnie.

Moje zadania

Pierwsze zadanie, które sobie postawiłam, to przyjrzenie się każdej z kart. Co czuję, kiedy na nią patrzę? Jakie myśli mi przychodzą do głowy? Co to pojęcie dla mnie oznacza? Czy jest to ważna obecnie potrzeba? Na ile jest zaspokojona? Już samo pobycie w ten sposób ze sobą było źródłem wielu ciekawych odkryć. A najlepsze dopiero miało nadejść 🙂 

Jak już się lepiej zapoznałam z kartami potrzeb, to zaczęłam je sobie dzielić na te, które aktualnie domagają się swojego czasu, na te, które są zaspokojone i na te, które w obecnym okresie nie są dla mnie ważne. 

W kolejnym kroku brałam codziennie jedną – dwie karty potrzeb i zastanawiałam się, jak ją w tym dniu zrealizować. Starałam się to robić rano, żeby mieć sporo czasu na odrobienie zadania. Wieczorem zaś siadałam do podsumowania. Różnie bywało. Czasem wymyślałam kilka sposobów, a prawie żadnego nie udawało mi się zrealizować, czasem miałam wrażenie, że utknęłam w martwym punkcie, a w ciągu dniu pomysły przychodziły same. Nie to było istotne. Ważne okazało się regularne przyglądanie się temu, co jest dla mnie w tym momencie ważne, skupianie się na tym, dążenie do nawet niewielkiego postępu. Najprostszy przykład – skoro jestem niewyspana, a pracuję nad potrzebą odpoczynku, to dzieci proszę o zrobienie obiadu, a sama idę na drzemkę. Albo odpuszczam kolejne zadanie i idę na spacer, oswajając myśl, że jak ktoś niespodziewanie do mnie teraz wpadnie, to trafi na bałagan w kuchni, ale za to ja będę spokojniejsza. 

Karty świetnie sprawdziły się także jako pomoc po różnych trudnych i emocjonujących sytuacjach. Z nimi często szybciej odkrywałam, co tak naprawdę stało za złością, która wymknęła się spod kontroli. Powoli zaczęłam ich też używać do pracy z synami, ale to będzie temat na odrębny wpis.

Pomysły Oli

Potem przyszedł czas na testowanie pomysłów Oli. W pierwszym momencie przy niektórych ćwiczeniach długość opisu trochę przerażała. Ale wystarczyło spokojnie wczytać się w tekst, by przekonać się, że zadanie nie jest skomplikowane, a długi opis wynika z dokładnego omówienia poszczególnych kroków. Niektóre z zadań były szybkie do wykonania, niektóre zajmowały więcej czasu i wymagały większego zaangażowania. Jedne polubiłam bardziej, inne mniej, jeszcze inne zmodyfikowałam i dopasowałam do siebie. Jedno jest pewne – były bardzo różnorodne i pozwoliły na pracę nad swoimi potrzebami na bardzo wielu płaszczyznach. 

Karty potrzeb są pięknie wydane i bardzo przyjemnie się z nimi pracuje. Jeżeli ktoś chciałby stać się właścicielem takiej talii, to są już dostępne w sklepie Oli. Tu możesz kupić Karty potrzeb. Ja je bardzo gorąco polecam. Widzę dużo zmian, które we mnie zaszyły od czasu, kiedy się z nimi zetknęłam. Jestem bardziej świadoma tego, co się we mnie dzieje i aktywnie szukam sposobów na zaspokajanie potrzeb, które się pojawiają. Łatwiej mi też porozumiewać się z dziećmi, które przez obserwacje i własne ćwiczenia też łapią ze sobą głębszy kontakt. Karty pomagają mi zadbać o potrzeby mamy, która jest w edukacji domowej.


Nie przegap kolejnych wpisów – zapisz się na newsletter!

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments