Co mi się nie udało w tym roku w mojej edukacji domowej

Podsumowanie roku 2019_2020 w edukacji domowej

Podsumowanie kolejnego roku w edukacji domowej

Planowałam napisać podsumowanie kolejnego roku w naszej edukacji domowej jeszcze w czerwcu. Narzuciłam sobie jednak tak intensywne tempo prac nad e-bookiem, że dopiero teraz znalazłam czas, żeby przygotować taki wpis.

Podsumowania co roku wyglądają u nas podobnie:

  • przyglądamy się temu co nam się nie udało;
  • zastanawiamy się, jak można to w kolejnym roku poprawić i spisujemy pomysły;
  • robimy listę tego, co warto kontynuować, bo się sprawdziło lub nam się podobało;
  • na podstawie obu list tworzymy nasz ramowy plan na początku kolejnego roku.

Nauka języków

Zaczynam więc od tego, co będzie wymagało poprawy. Ten rok był u nas specyficzny nie tylko ze względu na koronawirusa, ale też na ciągnącą się miesiącami chorobę. W konsekwencji bardzo ucierpiała nauka języków obcych. Miała być organizowana głównie własnymi siłami z niedużym wsparciem osób z zewnątrz. Nauczycielka, która do tej pory do nas przyjeżdżała, musiała zrezygnować. Jedyny student, który się w tym roku zgłosił nie miał takiego doświadczenia. Choć zajęcia były dla chłopców ciekawe, to zabrakło w nich gramatyki, która niestety na egzaminach jest wymagana. Polski, matematyka i języki obce to jedyne przedmioty, w których to ja, jako rodzic, stawiam wymagania co do poziomu wiedzy, do którego dążymy. I dlatego teraz w wakacje pomagam nadrobić braki w angielskim i hiszpańskim, by we wrześniu nie utrudniały dalszej nauki.

Do grudnia bardzo dobrze sprawdzał nam się pomysł opisany we wpisie Polskiego uczymy się przez cały rok. Potem przyszedł czas choroby i cały układ posypał się jak domek z kart. Brakowało mi czasu i sił. Na szczęście miesiąc wcześniej pojawiła się w naszym życiu pani Olga ze swoim polonistycznym zawrotem głowy. Najstarsza dwójka mogła szlifować polski pod jej okiem. Co prawda zajęcia raz na tydzień nie były w stanie zastąpić naszej codziennej pracy, ale wiedziałam, że lepiej żeby robili trochę niż nic.

Do tej pory nie oddelegowywałam nauki na zewnątrz (poza językiem angielskim). W przypadku czwórki dzieci, gdzie każde jest na innym poziomie i potrzebuje innego wsparcia znalezienie zajęć, które dałoby się wpisać sensownie w harmonogram naszej pracy lub rozkład jazdy PKSów jest rzeczą prawie niemożliwą. Dlatego unikałam takich aktywności i wybierałam zajęcia, w których mogliby uczestniczyć wszyscy równocześnie. Opisałam je we wpisie Koszty edukacji domowej, możesz zobaczyć z czego do tej pory korzystaliśmy.

Planowanie

Nauczenie dzieci samodzielnego organizowania swojej nauki wymaga na początku sporego zaangażowania. We wrześniu tworzymy ramowy plan, potem sukcesywnie go aktualizujemy i ustalamy działania na bieżący miesiąc i tydzień. Starsi robią to samodzielnie, ja tylko czuwam, żeby ich pomysły były realne. Z młodszymi dziećmi ustalam wieczorem zakres działań na kolejny dzień, a one zapisują je sobie lub rysują w kalendarzu. Te plany zawierają nie tylko rzeczy do przygotowania ze szkoły. Chłopcy wpisują sobie, że chcą pójść na rower czy pojechać do biblioteki po nową książkę. Sprawdzamy co jakiś czas, czy tempo, w którym realizujemy zagadnienia jest zbliżone do tego, które sobie na początku założyliśmy. Podobnie jak z nauką polskiego, w połowie roku zabrakło mi na to sił. Miałam więc okazję sprawdzić, na ile chłopcy poradzą sobie bez mojego wsparcia.

O młodszych za bardzo się nie martwiłam. Zarówno zerówkowicz jak i drugoklasista mają wiedzę pozwalającą im spokojnie zaliczyć egzaminy na poziomie o rok wyższym. Na dalszą naukę organizacji pracy, która przyda się od czwartej klasy, jeszcze mamy czas. Natomiast starsi mocno mnie zaskoczyli. Czwartoklasista poradził sobie świetnie. Dopasowywał tempo nauki do wyznaczonych terminów egzaminów i większości przedmiotów uczył się sam. Siódmoklasista natomiast zachowywał się tak, jakby nadal był w jakiejś młodszej klasie i nie miał do opanowania zbyt wielu nowych rzeczy. I nie chodzi o to, że nie umie sobie zorganizować czasu, bo przez dwa lata radził sobie bardzo dobrze. Ewidentnie był to jeden z „objawów” dojrzewania.

Współpraca z nastolatkiem

Współpraca i nauka z najstarszym synem była w tym roku dla mnie olbrzymim wyzwaniem. W poprzednich latach sam siadał do nauki większości przedmiotów. Robił także notatki, z których potem mógł powtarzać przed egzaminem. W tym roku nie wiem, czy zebrałoby się tego z pięć kartek. Snuł się po domu jak duch, gdy miał zabrać się do nauki. Osobno przynosił sobie książki, osobno ołówek, osobno linijkę. Potem jeszcze coś do picia, a jak już to wszystko przyszykował, to stwierdzał, że zrobił się głodny i szedł coś zjeść. W następnej kolejności potrafiła go wciągnąć książka, albo planszówka z braćmi i tak mijał dzień. Czasami bywało odwrotnie, że siadał do książek szkolnych i czytał, czytał i czytał, albo opracowywał temat korzystając z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, ale jakby podsumować ostatnie miesiące, to jednak takich dni było zdecydowanie mniej.

Pierwsza połowa roku szkolnego zeszła mi na połączeniu kropek 🙂 Bardzo powoli docierała do mnie myśl, że mój siódmoklasista przestaje być małym dzieckiem a zaczyna dojrzewać. To, o czym tylko do tej pory czytałam w kontekście nastolatków, stało się moją codziennością (możesz o tym przeczytać we wpisie Nastolatek w edukacji domowej). I nie sprostałam temu wyzwaniu, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim bym chciała. To, co dobrze funkcjonowało do tej pory – przestało działać. Młody potrzebował wsparcia, ale w inny sposób niż dotychczas, a ja nie mogłam tej nowej drogi do niego znaleźć. Często między nami iskrzyło, a te sytuacje pokazywały mi, ile rzeczy mam jeszcze w sobie do przepracowania. Uczyłam się odpuszczać, zwłaszcza w tematach szkolnych, chociaż dużo to mnie kosztowało. Tak to jest, jak znasz możliwości swojego dziecka i widzisz, że wykorzystuje 10-20 procent swojego potencjału.

Jak sobie radziłam

Postawiłam bardziej na naukę przez konsekwencje. Proponowałam pomoc w ustaleniu planu nauki do egzaminu lub w samej nauce. I tylko pytałam, jak idą przygotowania. I przed każdym egzaminem przeżywaliśmy to samo – olbrzymi stres. Trudno żeby go nie było, jeżeli człowiek uczy się na ostatnią chwilę. Ratowała go w większości przypadków bardzo dobra pamięć, logiczne myślenie i coś, czego ja nauczyłam się dopiero na studiach – czyli takie odpowiadanie, żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony. Po egzaminie była więc ulga, powtarzanie, że do następnego zacznie się uczyć wcześniej, a potem cykl się powtarzał. Starałam się zaciskać zęby, żeby się w to nie wtrącać, skoro tak wybierał i nie korzystał z naszych rodzicielskich sugestii. Nie zawsze mi się udawało. Dobrze, że mogłam liczyć na wsparcie Męża, który wkraczał ze stoickim spokojem i łagodził sytuację.

Miałam wrażenie, że syn nie wyciągał dla siebie żadnych wniosków z kolejnych egzaminów. Ja bym już po pierwszym organizowała się przecież inaczej. Ale cały czas powtarzałam sobie, że skoro wybiera taki sposób nauki, to musi w tym widzieć jakąś korzyść dla siebie, nawet jeżeli ja jej w tym momencie nie rozumiem. Może potrzeba decydowania o sobie była tak silna, że stres przy egzaminach nie był dla niego wygórowaną ceną do zapłaty? Po burzliwym okresie końca roku nadeszła mała stabilizacja. I widać też pierwsze zmiany w podejściu syna do nauki, chociaż trwają wakacje i dzieci z nich w pełni korzystają. Zmienił się jednak sposób, w jaki wypowiada się o kolejnym roku i czekających go decyzjach. Mam tylko nadzieję, że ta zmiana nie będzie krótkotrwała.

Co dalej?

Takie podsumowanie roku w naszej edukacji domowej jest dla nas wstępem do dalszej analizy. Teraz będziemy się zastanawiać, co zrobić, żeby to zmienić. Rozmawiamy też o tym, co warto kontynuować. Nie będę Cię tym zanudzać, bo to, co się sprawdziło, będzie uwzględnione w planie na kolejny rok. A o tym planie na pewno napiszę we wrześniu. Możesz także zajrzeć do wpisu podsumowującego pierwszy rok naszej ED – Pierwszy rok w edukacji domowej – wnioski. Dla mnie różnica między tymi podsumowaniami jest ogromna. Mimo dużych trudności w tym roku, nie czuliśmy takiego stresu jak wtedy, gdy wszystko było nowe. A przede wszystkim widzę efekty pracy nad sobą, o której wtedy pisałam 🙂

Jeżeli treści, które znajdujesz na blogu są dla Ciebie wartościowe, to zapraszam Cię do polubienia strony bloga na Facebooku. Tam też możesz się ze mną szybko skontaktować, jeżeli nie chcesz zostawiać swoich pytań czy wątpliwości w komentarzu.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Monika Dawidowicz
3 lat temu

Niesamowicie ciekawie się to czyta. Ja dalej stoję przed decyzją czy zdecydować się na ED i zawsze takie spojrzenie od podszewki jest dla mnie cenne! Podziwiam Cię za to, że dajesz dzieciom taką przestrzeń na samodzielność i ponoszenie konsekwencji <3

Moniqa
Admin
3 lat temu

Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że moje wpisy pomagają podejmować innym decyzję o ED (nie ma znaczenia dla mnie, czy to decyzja na „tak”, czy na „nie”, czy „może za rok”, ważne, żeby podjąć ją mając jak największy zasób wiedzy, o tym, jak wygląda ED). Dawanie dzieciom przestrzeni to jest coś, czego się ciągle uczę i co nie jest dla mnie łatwe, bo jestem osobą, która bardzo lubi mieć wszystko zorganizowane i pod kontrolą 😉 Ale przejście na edukację domową jest zmianą nie tylko dla dzieci. My, rodzice, też bardzo dużo się uczymy. Tworzymy z naszymi dziećmi układ… Czytaj więcej »